800 lat temu ruscy kniaziowie napadli na Mongołów,
inaugurując w ten sposób ... najazdy mongolskie

          Równe 800 lat temu na nadczarnomorskich Stepach Pontyjskich pojawili się tajemniczy przybysze, o których ówczesny ruski kronikarz napisał: „nikt nie wiedział kim są, skąd przyszli, jaki jest ich język, z jakiego są plemienia, jaka jest ich wiara” [2]. Przybysze ci, armia mongolska , byli w stanie wojny z gospodarzami tych stepów, Połowcami, zachodnim odłamem koczowniczych Kipczaków. Nie żywili natomiast żadnych wrogich zamiarów wobec sąsiadujących z nimi księstw ruskich. Gdy dowiedzieli się, wiosną roku 1223, że książęta ruscy chcą wspomagać Połowców, wysłali do nich poselstwo z przesłaniem: „Słyszymy, że idziecie przeciwko nam, posłuchawszy Połowców; ale my nie zajmujemy waszej ziemi, ani waszych miast, ani waszych wsi; nie przychodzimy na was, ale z woli Boga idziemy przeciwko Połowcom, swoim poddanym i koniuchom. Zawrzyjmy ze sobą pokój; jeśli przybiegną do was, odgońcie ich od siebie i zabierzcie ich dobytek; słyszeliśmy, że wyrządzili wam wiele złego” [2]. Istotnie, Połowcy, w toku długoletniego sąsiedztwa, wyrządzali „wiele złego” Rusinom (inna rzecz, że także Rusini robili to Połowcom), jednak zdarzały im się także długie okresy przyjaznych stosunków. Wyrazistymi tego przejawami bywały małżeństwa. W roku 1223 córka przywódcy Połowców, chana Kocjana była żoną jednego z ważniejszych kniaziów ruskich, Mścisława Halickiego. Zwrócił się on do innych ruskich książąt z wezwaniem do udzielenia teściowi pomocy przeciwko Mongołom. Na zjeździe książąt, zwołanym do Kijowa, chan Kocjan przekonywał zebranych: „Dziś zabrali naszą ziemię, jutro zabiorą waszą” [2]. Przekonywał skutecznie. Przybyłych z wezwaniem do pokoju posłów mongolskich oddano w ręce Połowców, którzy ich uśmiercili. Było to i barbarzyńskie i nieroztropne, bo równoznaczne z wypowiedzeniem Mongołom wojny. Ci bowiem w zasadzie nie mieli wyboru, Wielka Jasa, ściśle przestrzegany przez nich kodeks prawno-etyczny, nakazywała im ukaranie sprawców tak okropnej zbrodni, w świetle Jasy sprzecznej z wszelkimi prawami ludzkimi i boskimi.

          Zanim przyjrzymy się temu co się dalej działo na Stepach Pontyjskich, wyjaśnijmy sobie jak doszło do tego, że znalazła się tam wówczas armia mongolska. Po co tam przyszła i dlaczego ci przybysze z przeciwległego końca Wielkiego Stepu, byli tak skonfliktowani z miejscowymi Połowcami.

          Mongołowie byli ludem pasterskich nomadów. W II połowie XII wieku zamieszkiwali tereny współczesnego Zabajkala i północno-wschodniej Mongolii. Żyli tam w strukturze rozproszonych rodów przemieszczających się po stepie. W warunkach takiego koczowniczego życia jakiś stopień współdziałania, jakiejś integracji jest niezbędny. Przede wszystkim jest to potrzebne dla zapewniania poszczególnym rodzinom spokoju i bezpieczeństwa. W latach 1170. animatorem takiej integracji i przywódcą powstałej w jej wyniku wspólnoty, został młody Temudżyn z mongolskiego rodu Bordżyginów. Był on synem przedwcześnie zmarłego przywódcy klanu Tajczi’utów, Jesugeja, a prawnukiem przywódcy wszystkich Mongołów, Kabuł-kahana. Był także życiowym rozbitkiem, którego najbliższa rodzina, opuszczona, po śmierci Jesugeja, przez swój ród, z trudem w ogóle przetrwała. Przy pomocy To’oriła, chana Kereitów, przybranego brata, andy, zmarłego ojca, odzyskał utraconą pozycję materialną, a z czasem, tym razem własnym staraniem, także pozycję społeczną. W roku 1182, na rodowym kurułtaju, został wybrany Czyngiz-chanem - Wielkim Chanem, wówczas „wielkim” jeszcze na wyrost.
          Jego ułus, zatem społeczność, która uznała go za swojego chana, powstał na zasadzie dobrowolnego, spontanicznego przyłączania się kolejnych rodów i poszczególnych rodzin do tworzącej się w ten sposób wspólnoty. Był to nieprzymuszony, swobodny do niej akces. Tak Mongołowie postępowali przez cały czas prowadzonych przez siebie podbojów. Przywódcy integrujących się w ten sposób klanów zostawali włączani do elity tej wspólnoty. Często poprzez małżeństwa. Okazało się to być bardzo skuteczne. Jednak nomadzi, jak trafnie mówi o tym "Tajna historia Mongołów" [7], są „jak stado ptaków”, ”jak splątane przędziwo konopne”, zatem nic dziwnego, że wkrótce pojawiła się konkurencyjna koalicja innych mongolskich rodów, pod dobrowolnie przyjętą zwierzchnością innego przywódcy. Podobne zjawiska powtarzały się na Wielkim Stepie od wieków. Tym razem, tym konkurencyjnym przywódcą był Dżamuka, przybrany brat, anda, Temudżyna, jego dotychczasowy sojusznik. Chanem został ogłoszony przy poparciu Merkitów i Najmanów, bliskich współplemieńców Mongołów. Musiało oczywiście dojść do konfliktu pomiędzy tymi dwoma ośrodkami integracji. Tak jak się to na stepach zdarzało poprzednio wielokrotnie. Do konfliktu zbrojnego, który zakończyło dopiero pokonanie wojsk Dżamuki, jego śmierć i ponowny wybór Temudżyna na Czyngiz-chana, w roku 1206.
          Większość zwolenników Dżamuki przyłączyła się do tworzonego przez Czyngiz-chana Ułusu Wielkich Mongołów. Jednak ich część (przede wszystkim Najmanowie i Merkici) wywędrowała na zachód, nie przestając zagrażać Mongołom. Zagrażać, bo otrzymali tam mocne wsparcie. Najmanowie od swoich pobratymców Kara Kitanów, Merkici od Kipczaków, których zachodni odłam Rusini nazywali Połowcami. Kara Kitanów Mongołowie podbili i zlikwidowali ich samodzielne państwo. Gorzej im poszło z Merkitami i Kipczakami. Ci ostatni stali się dla Mongołów śmiertelnymi wrogami. Potężnymi wrogami, bo to oni dominowali na zachodniej części Wielkiego Stepu, od Jeziora Aralskiego, aż po Nizinę Węgierską.
          W pogoni za Merkitami Mongołowie zapędzili się na tereny dzisiejszego Kazachstanu, do których rościł sobie pretensje także szach sąsiedniego, potężnego Chorezmu, Muhammed II. Zostali tam zaatakowani przez jego wojsko. Doszło do kilkudniowej, nierozstrzygniętej bitwy. Zaistniały konflikt Czyngiz-Chan usiłował rozwiązać na drodze dyplomatycznej. Próbował to nadal robić nawet jeszcze po ograbieniu i wymordowaniu na terenie Chorezmu dużej grupy mongolskich kupców, chociaż był to, w świetle obowiązującej Mongołów Jasy, czyn skrajnie karygodny, niewybaczalny. Bezpieczeństwo wymiany handlowej, jest dla pasterskich nomadów sprawą bardzo istotną. Produkty zwierzęce, takie jak mięso i mleko, występują u nich w obfitości, ale brakuje im wielu artykułów potrzebnych do normalnego życia, takich jak rękodzieła, produkty rolne i wszelkie dobra luksusowe. Właśnie w interesie bezpiecznego i swobodnego handlu działają nakazy Jasy ułatwiające przyjazne ludzkie interakcje. Nakazują one szanowanie każdej religii, szanowanie posłów, kupców i w ogóle ludzi nastawionych pokojowo.
          Jednak szach Muhammed, uznający się za „cień Allaha na Ziemi”, postrzegał to zupełnie odmiennie. Walkę z „niewiernymi”, jakimi byli dla niego Mongołowie, uznawał za swój religijny obowiązek. Wydał rozkaz zamordowania oficjalnych, pokojowych wysłanników Czyngiz-Chana. Pozostawienie tego bez adekwatnego odwetu byłoby złamaniem Wielkiej Jasy, której nakazów, jak już o tym mówiliśmy, Mongołowie, mniej lub bardziej skrupulatnie, przestrzegali. Zatem Czyngiz-Chan nie miał wyboru. W roku 1219 wszczął kampanię wojenną. Szach dysponował regularną, dobrze wyszkoloną armią, ponad dwukrotnie liczniejszą od wszystkich wojsk Mongołów. Nie zapewniło mu to jednak zwycięstwa. O wyniku wojny przesądziły mobilność mongolskiej jazdy, umożliwiająca budowanie lokalnej przewagi i wyuczona od Chińczyków umiejętność zdobywania miast i twierdz. Większość z nich Mongołowie przejęli (lub zniszczyli) już w roku 1220, mimo ogromu państwa Szacha. Jesienią roku 1222 ich wojska, prowadzone przez słynnych wodzów, Sübe’eteja i Dżebego, dotarły do zachodnich granic Chorezmu, skąd przeszły na nadczarnomorskie Stepy Pontyjskie, na zimowe leże. Tam gdzie ich, na początku tej opowieści, zostawiliśmy. Z planem zaatakowania Połowców od zachodu.

          Właśnie ten plan miała pokrzyżować, zorganizowana na kijowskiej naradzie, antymongolska ekspedycja. Uczestnictwo w niej zadeklarowali praktycznie wszyscy ruscy kniaziowie. Wzięli w niej oczywiście udział także Połowcy. Zebrana, w kwietniu 2023 roku, nad Dnieprem, armia ekspedycyjna była, zgodnym zdaniem współczesnych historyków, mniej więcej trzykrotnie liczniejsza od armii mongolskiej. Musieli sobie z tego zdawać sprawę Mongołowie, bo wysłali jeszcze jedno poselstwo z ofertą pokojową. Ofertę znowu odrzucono, chociaż tym razem wysłannikom pozwolono odejść. W obozie ruskim panowało przeświadczenie o łatwym pokonaniu przybyszów. Sprzyjało to konfliktom pomiędzy dowódcami poszczególnych segmentów, podzielonej na nie armii. Każdy z nich chciał zdobyć sławę architekta nieuchronnego, jak się wydawało, zwycięstwa. Stąd wybuchały kłótnie, co do sposobu prowadzenia działań. W optymizmie utwierdzały początkowe sukcesy - łatwo wygrane potyczki z niewielkimi oddziałami mongolskimi. Głównie oddziałami pasterzy doglądających stad, które prowadziła ze sobą, jako „żywy prowiant”, mongolska armia. Pewności siebie dodawało również to, że ta armia cały czas kontynuowała odwrót. Na wschód, w stronę domu. Trwało to do 31 maja, gdy Mongołowie nieoczekiwanie (dla ścigających) zatrzymali się i zaatakowali. Zrobili to w chwili gdy oddziały rusko-połowieckie przekraczały niewielką rzeczkę Kałkę (kilkadziesiąt kilometrów na północ od obecnego Mariupola). Rzeczka jest niewielka, przeprawa nie była specjalnie trudna, jednak spowodowała rozluźnienie szyku przekraczających ją wojsk, pozwalające na zastosowanie mongolskiej taktyki uzyskiwania lokalnej przewagi, tak skutecznej przy podboju Chorezmu. Natarli swoją ciężką jazdą na osłonowy oddział Połowców, a po ich szybkim rozbiciu, przepuścili atak na już przeprawione wołyńskie wojsko kniazia Daniela. Zaskakująca, gwałtowna szarża ciężkiej mongolskiej jazdy spowodowała, że ruscy wojownicy nie zdążyli przygotować się do walki. Nie przemieszczali się oni bowiem po upalnym, rozgrzanym majowym słońcem stepie w uzbrojeniu bojowym. Było ono przewożone na wozach i miało być wkładane dopiero przed samą bitwą. Tym razem nie było już na to czasu. Stąd nie mieli żadnych szans w starciu z rozpędzonymi Mongołami. Parci przez nich wpadli na postępujących za nimi Haliczan księcia Mścisława, także dopiero przygotowujących się do boju. Mimo ich rozpaczliwego oporu, przepchnęli ich ku Kałce, którą właśnie forsowało wojsko czernichowskie, pod wodzą księcia Mścisława Światosławowicza. Równie nieprzygotowane w pełni do walki. Rezultat był podobny, złamanie szyków, heroiczna obrona, ostatecznie rzeź i paniczna ucieczka. Mongołowie ścigali uciekinierów aż do Dniepru, niemiłosiernie ich po drodze mordując. Zablokowali natomiast możliwość dołączania się ich do wojsk kniazia kijowskiego, Mścisława Romanowicza, nadal zdolnych do walki. Utworzyły one z wozów rodzaj mobilnej fortyfikacji polowej, zza której mogły się bronić, próbując powoli przemieszczać się w kierunku domu. Uporczywe ataki Mongołów okazały się tu nieskuteczne. Zadecydowała natomiast kwestia wody pitnej. Wobec jej braku i wynikającej stąd niemożliwości dalszego utrzymywania obrony, Rusini poddali się, po trzech dniach oblężenia. Nie Mongołom, lecz sprzymierzonym z nimi chrześcijańskim Brodniczanom, wchodzącym w skład mongolskiej armii. Dali oni Rusinom gwarancję zachowania życia. Jednak ich mongolscy zwierzchnicy zadecydowali inaczej. O niedotrzymaniu tej umowy i o pozabijaniu wszystkich. Dowódców stracono w wyszukany sposób, uduszono ich położonymi na nich belkami. Co jedni historycy interpretują jako sadystyczne okrucieństwo - wyrafinowana zemsta za zamordowanie mongolskich posłów, inni jako swoisty wyraz szacunku - u Mongołów ten rodzaj egzekucji, bez rozlewu krwi, był zarezerwowany dla członków rodów rządzących i dla elity.
          W bitwie poległo ok. 90% wszystkich jej ruskich uczestników (tu znowu historycy są zgodni). Z 21 kniaziów biorących udział w wyprawie uratowało się tylko 12. Straty mongolskie, oceniane są przez historyków na raczej niewielkie, choć, wobec braku informacji źródłowych, bywa to kwestionowane.

          Książęta ruscy napadli na Mongołów, motywując to koniecznością obrony swoich księstw przed ich spodziewaną agresją. Atak rozpoczęli od zamordowania (rękoma Połowców) mongolskich posłów. Tymczasem, dla Mongołów, właśnie to ostatnie stanowiło postępek, który musiał być koniecznie ukarany. Śmiercią sprawców. Nakazywała im to Wielka Jasa. Znany (i ceniony) rosyjski historyk Lew Gumilow wręcz stawia tezę [8], że gdyby nie było tego mordu, nie byłoby mongolskich najazdów na Europę. Podbijanie tak odległych krajów nie dawało mieszkańcom dalekowschodnich stepów żadnych korzyści. Wręcz odwrotnie, potrzebna do tego mobilizacja dużej ilości młodych mężczyzn, oraz przeznaczenie na nią niezbędnych zasobów materialnych (uzbrojenia, koni, żywności) prowadziły do gospodarczych kłopotów. Pogłowie bydła, owiec i koni spadało, a step stawał się biedniejszy. Nie rekompensowały tego uzyskane na dalekim zachodzie łupy. Ogromne przestrzenie i ówczesne słabe środki transportu utrudniały dostarczanie ich do domu. Nie tylko Gumilow, ale i wielu innych badaczy uważa, że realizowane przez Mongołów, zupełnie im niepotrzebne, dalekosiężne wyprawy, nie były przeprowadzane z ich własnego, przemyślanego wyboru. Doprowadzał do nich nieplanowany, choć nieunikniony rozwój wydarzeń, które raz zainicjowane musiały się nimi skończyć. Mongołowie nie przesiedlali się do podbitych krajów, a jeżeli to robili to tylko na bardzo małą skalę. Stworzone przez nich państwo, Złota Orda, wcale nie było państwem Mongołów. Powszechnie używanym w nim językiem była kipczacka odmiana języka turkijskiego. Charakter etniczny państwa dobrze opisuje nazwa, Deszt-i-Kipczak, używana w czasach jego istnienia. Świadcząca wymownie o ostatecznym, paradoksalnym zwycięstwie pokonanych Kipczaków.
          Niektórzy historycy (zwłaszcza historycy rosyjscy) podważają tezę o szczerości pokojowych propozycji Mongołów. Posuwają się aż do tego, by misje wysłanników Mongołów traktować jako intencjonalnie samobójcze. Mające, spodziewanym ich zamordowaniem, usprawiedliwiać przygotowywaną agresję. Wydaje się to być jednak koncepcją skrajnie wydumaną. I nielogiczną i zupełnie nie pasującą do innych ówczesnych zachowań Mongołów. Świadczy raczej o nierozumieniu się nawzajem. Dla Mongołów poseł był gościem, którego należało szanować (przypomina się polskie: gość w dom, Bóg w dom), zamach na którego był czynem niedopuszczalnym. Zapewne trudno im było zrozumieć, że w ogóle można było coś takiego zrobić. Chyba, że jest się kimś kompletnie zdeprawowanym, niegodnym szacunku i dobrego traktowania. Przestrzeganie nakazów Wielkiej Jasy w stosunku do kogoś takiego nie było konieczne. Pozwala to zrozumieć niektóre zachowania Mongołów. Także godzić się na tezę współczesnych zachodnich historyków na temat Jasy: „Mongołowie najechali Ruś i resztę imperium mongolskiego zgodnie z jej [t.j. Jasy] zasadami i ściśle ich przestrzegali przez setki lat” [11]. Podobną tezę formułuje Gumilow: „Mongołowie prowadzili wojnę z poszanowaniem, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, prawa” [8].

          Po bitwie nad Kałką, zwycięzcy Mongołowie kontynuowali marsz na wschód. Na drodze mieli państwo Bułgarów Wołżańskich, przodków genetycznych, zaś w jeszcze większym stopniu cywilizacyjnych, Tatarów Kazańskich, zamieszkujących te ziemie obecnie. Nie jest jasne czy Mongołowie chcieli Bułgarię podbić. Tym niemniej Bułgarzy się tego spodziewali i byli na to przygotowani. O tym co się działo dalej wiemy od Ibn al-Athira, arabskiego historyka z przełomu XII i XIII wieku, który tak o tym pisze (Mongołów nazywając Tatarami): „Kiedy mieszkańcy Bułgarii dowiedzieli się o zbliżaniu się Tatarów, urządzili na nich, zasadzki. Natarli na nich, potykali się z nimi w bitwie i zwabiwszy ich na miejsce zasadzki, atakowali ich od tyłu w taki sposób, że Tatarzy zostawali otoczeni. Nękano ich tam ze wszystkich stron. Wielu zginęło, a niewielu przeżyło. Podobno było ich nawet 4000” [6]. Tak czy inaczej, Bułgaria Wołżańska, jako pierwsza i bardzo długo jedyna, oparła się dotąd niezwyciężonym Mongołom, Mongoło-Tatarom. Zachowała suwerenność aż do roku 1237, gdy runęła pod naporem ogromnej armii Batu-Chana, idącej na podbój Europy.
          Okrągłą, 800 rocznicę tego późniejszego, tak brzemiennego w skutki wydarzenia, będziemy mieli dopiero za 14 lat. W tym roku, 31 maja 2023, wspominamy natomiast 800 rocznicę, pierwszego w historii, militarnego starcia Mongołów z reprezentowanymi przez ruskich kniaziów Europejczykami. Jak widzimy, doszło do tego starcia z inicjatywy Europejczyków. To oni, inaczej niż się powszechnie „wie”, zaatakowali Mongołów. Bardzo źle się to dla nich skończyło. Czy gdyby wtedy postąpili inaczej, gdyby nie zamordowali mongolskich wysłanników, gdyby przyjęli ich pokojowe propozycje, historia też potoczyłaby się inaczej? Klęski w bitwie nad Kałką oczywiście by nie było, bo by nie było samej bitwy, ale czy, jak domniemywa Gumilow, nie byłoby również najazdów mongolskich na Europę?
          Kto to wie?

Tadeusz Piotrowski                    

Literatura

        1. D. Nicolle, W. Szpakowski, Najazd Mongołów Czyngis-chana na Ruś. Bitwa nad Kałką 1223, Poznań 2010
        2 Sources on the History of the Mongol Conquests and the Formation of the Ulus of Jochi. The Mongolian conquest of Rus (Ruthenia) [w:] The history of the Tatars since ancient times, in seven volumes. Tom 3. The Ulus of Jochi (Golden Horde), Kazan 2017, str. 811
        3. E. Kychanov, The Conquest of the State of Khwarezm Shahs, [w:] The history of the Tatars since ancient times, in seven volumes. Tom 3. The Ulus of Jochi (Golden Horde), Kazan 2017, str. 135
        4. I. Izmaylov, The Eastern European Campaigns of 1223-1240 [w:] The history of the Tatars since ancient times, in seven volumes. Tom 3. The Ulus of Jochi (Golden Horde), Kazan 2017, str. 139
        5. G. Carpini, Historia Mongolorum quos nos Tartaros appellamus [History of the Mongols, which we call the Tartars] [w:] The history of the Tatars since ancient times, in seven volumes. Tom 3. The Ulus of Jochi (Golden Horde), Kazan 2017, str. 841)
        6. B. KhamidullinIbn, al-Athir on the Mongol-Tatar campaigns [w:] The history of the Tatars since ancient times, in seven volumes. Tom 2. Volga Bulgaria and the Great Steppe, Kazan 2017, str. 882
        7. Tajna historia Mongołów. Anonimowa kronika mongolska z XIII wieku. (polskie tłum. S. Kałużyński). PIW. Warszawa 2005.
        8. L. Gumilow, Śladami cywilizacji Wielkiego Stepu. [Поиски вымышленного царства: (Легенда о «Государстве 'пресвитера Иоанна'»), Наука Главная редакция восточной литературы. 1970.] PIW, Warszawa 1973.
        9. P. Jackson, Mongołowie i Zachód [The Mongols and the West 1221 - 1410, Pearson Edducation Ltd. 2005], Bellona, Warszawa 2007.
      10. L. Podhorodecki, Czyngis-chan. Fooks. Warszawa 1991.
      11. K. A. Maximick, The Scourge of God: The (in)Visibility of Mongols in Russian History and Memory, University of Victoria, Canada
      https://journals.uvic.ca/index.php/ghr/article/view/139 (dostęp: 25.04.2023)
      12. G. Kendirbai, On Nomadic Charisma. Acta Via Serica, vol. 3., no 2., Dec. 2020, 141 - 164
      https://koreascience.kr/article/JAKO202005054962768.pdf (dostęp: 25.04.2023)


Artykuł ma się ukazać w "Przeglądzie Tatarskim", pod tytułem „Bitwa nad Kałką” (Redajcja uznała oryginalny tytuł za zbyt długi).



do strony głównej
do naszych stron tatarskich

Ostatnia zmiana tej strony: kwiecień 2023 r.